który przejął po dziadku interes.<br><br>Nasza kasztanka, Kicsi, chodziła w białych pończochach jak chasyd, miała pogodne usposobienie i przyjazny wyraz twarzy. Była cierpliwa, nie kopała i, w przeciwieństwie do ludzi, nigdy się nie denerwowała. Nie uznawała tylko jazdy wierzchem. Po co, jeśli jest bryczka? Nie protestowała, gdy siadałam jej na grzbiecie, ale nie dawała się skłonić nawet do truchtu. W bryczce szła kłusem aż do Galanty. Miała też wymagania kulinarne. Obrok jej nie wystarczał, podchodziła do sieni i wsadzała pysk do garnków i misek. Wujek Wili mówił, że my nie zmywamy naczyń, bo robi to za nas Kicsi. Smakowało jej koszerne