Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
Zaduszki za pasem, chłód, ktoś życzył jakiemuś Tadeuszowi najlepszego. Ponuro, szaro. Bielały okupacyjne afisze na murach, popaprane sadzą. Jassmont szedł, lepiej powiedzieć: wlókł się, i rozgarniał kleiste liście klonu. Szurał butami, ostatnio robił to, gdy miał dziesięć lat. Na rogu, gdzie znajoma apteka, babinka sprzedawała, mrucząc modlitwy, białe chryzantemy. U haczykowatego nosa wisiała kapka, długa na paznokieć, jak sopel bursztynu. Kościstymi palcami pocierała nabrzmiałe od wietrzyska i zimna fioletowe policzki. Ryży wyrostek, piegowaty jak indycze jajo, w taniuchnej czapeczce, zawzięcie przytupywał obok. Kibic czy złodziejaszek? Aby tę parę wyminąć, Jassmont zwolnił jeszcze bardziej, teraz już nie szedł, ale się wlókł. Skrzywił
Zaduszki za pasem, chłód, ktoś życzył jakiemuś Tadeuszowi najlepszego. Ponuro, szaro. Bielały okupacyjne afisze na murach, popaprane sadzą. Jassmont szedł, lepiej powiedzieć: wlókł się, i rozgarniał kleiste liście klonu. Szurał butami, ostatnio robił to, gdy miał dziesięć lat. Na rogu, gdzie znajoma apteka, babinka sprzedawała, mrucząc modlitwy, białe chryzantemy. U haczykowatego nosa wisiała kapka, długa na paznokieć, jak sopel bursztynu. Kościstymi palcami pocierała nabrzmiałe od wietrzyska i zimna fioletowe policzki. Ryży wyrostek, piegowaty jak indycze jajo, w taniuchnej czapeczce, zawzięcie przytupywał obok. Kibic czy złodziejaszek? Aby tę parę wyminąć, Jassmont zwolnił jeszcze bardziej, teraz już nie szedł, ale się wlókł. Skrzywił
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego