przedmieście, i jeszcze niżej, nad samą rzekę, wysiedliśmy, woda szemrała przy brzegu przymilnie, sopranowym nowym szeptem, oddychała rześką mgiełką, było to jak wróżba pogody, na skarpie nad nami różowiła się fasada renesansowego pałacu z napisem na lakierowanej tablicy SZKOŁA i coś dalej mniejszymi literami, na parapecie bocznego okna wisiała damska halka.<br>- Ta Józia czy Julcia z gospody - zagaił marzycielsko Smok i trachnął wskazującym palcem prawej dłoni między dwa palce lewej, ale zaraz raz uśmiech przekręcił w grymas bolesny: - Bulion by teraz gorący, z jajkiem, albo barszcz - i po zastanowieniu: - Julcia czy Józia, pies-to-chap, prześpijmy się jakoś, bo mnie to