wniosku, że jest to, być może, po prostu rodzaj stałej opłaty zwyczajowej, kasowanej przez te wody podczas każdorazowego ich przepływania. Voilá!<br> Mijamy kilka małych nieamerykańskich jednostek wojskowych, kręcących się zawzięcie w miejscu. Za podszeptem rozumu podchodzę pod brzeg i istotnie łapię nieco pomyślniejszy wiatr. Jednak nadal muszę, zlany do nitki, halsować. Destination Yokosuka. O yes...<br> Piekielność zabudowy wybrzeży japońskich. Z wody wygląda to jak nie kończąca się fabryka. Ani skrawka plaży, ani lasku, ani choćby jednej z tych tak sympatycznych latarenek, jakie spotyka się na Bałtyku, obojętnie czy mowa o Rzucewie w Zatoce Gdańskiej, czy Gronnau pod Sztokholmem. Nic. Nic tylko