potem, dzień po dniu, nie tyle wiem, <hi rend="spaced">ile wie mi się</> , że tuż po przekroczeniu progu należy dłońmi dotknąć pieca..." <br>Przypomniał mu się komunalny zapalacz latarni gazowych. Okiem samotnego dziecka obserwował zza firanki mężczyznę w granatowym drelichu, jak staje i głowę zadziera do graniastej lampy, i jak bambusową tyczką włącza, hen, hen, w górze gaz. Przez chwilę patrzy, jak światło nabiera mlecznej niebieskości, po czym - jakby grał w klasy - z płytki na płytkę, hop! po bruku... A kiedy ujrzy kostkę z ciemnego porfiru, wskoczy na nią dwiema stopami równocześnie. Nigdy inaczej. Bo ona inna i jedyna... "A tu, na Pomorzu, kto