z dwudziestoparoletnim szansonistą z pypciem, który (szansonista z pypciem, a nie sam pypeć) wparadował na salony Pierwszej Damy III RP w podkoszulku. Sądziłem, że ktoś go kulturalnie upomni i odzieje, jak to bywa np. w lepszych jadłodajniach, w dyżurny garnitur. Niestety, nic podobnego się nie stało. Przyjęto go z takimi honorami, jakby nawiązał bliższe stosunki z kosmitami. Pozostał mi po spotkaniu pani prezydentowej z hiszpańskim szansonistą niesmak, głębokie rozczarowanie i trudny do opisania ból. Jeszcze większy niż ten po klockach i kolejce. Teraz, aby ulżyć w cierpieniu nie tylko sobie, ale także innym byłym cichym wielbicielom pani prezydentowej, zamieszczam w tym