wprawdzie spuchnięty bardzo, ale więcej nic: "śpij, kolego, w ciemnym grobie, mech się...", łzy mnie dławią, nie kończę, rozgniatam je kułakami i schodzę w czeluść, bo już książę z Dziadkiem nikną za zakrętem.<br>W tejże chwili poślizgnąłem się, grzmotnąłem o schody i zaimprowizowałem zadkiem po stopniach niezapomniane staccato, coś jak impromptu na ksylofonie, bo schody były z drewna na szczęście, a wyślizgane, jakby wędrowały nimi pielgrzymki do Grobu Pańskiego.<br>To przez te łzy tak się poślizgnąłem, wzrok mi zaćmiły, z czego wniosek - nie trzeba płakać nad historią, bo tym mocniej kopnie cię w tyłek.<br>Pozbierałem się na podeście i przezornie, trzymając