i nieokreślonych interesów, które gnały ją przez cały dzień z jednego krańca osady do drugiego, znajdowała zawsze czas dla ucichłego jakoś i smutnego domu Linsrumów. Pośpiech nie pozwalał jej na wizyty dłuższe oraz bardziej ceremonialne, więc zatrzymywała się przy płocie i wstrzemiwszy głowę w dziurę po odłamanej sztachecie, przeprowadzała energiczną indagację.<br>- No co, droga pani? Jak chory? Pani Linsrumowa, zaniedbana ostatnio i roztrzęsiona, wypuszczała zwykle robotę z rąk, gotowa długo użalać się na nieprzychylny los:<br>- Ach, pani Burbowa, nie wiem już, co powiedzieć.<br>- Nie poprawiło się chłopcu?<br>- Nic a nic. Leży, jeść nie chce i takie rzeczy mówi, że strach powtórzyć