Czysta, bez celu, winna być ofiara. <br>Trzebiński, nowy jakiś polski Nietzsche, <br>Nim umarł, usta miał zagipsowane, <br>Mur i powolne chmury zapamiętał <br>Sekundę patrząc czarnymi oczyma. <br> 620<br>Baczyński stuknął czołem o karabin. <br>Dalej gołębie płoszyło Powstanie. <br>Gajcy, Stroiński, byli podniesieni <br>W czerwone niebo na tarczy eksplozji. <br><br>Na gęsich piórach maczanych w inkauście <br> 625<br>Jeszcze pod lipą światło dzienne drżało. <br>W księgach to samo rządziło prawidło <br>Poczęte z wiary, że piękność widzialna <br>Jest małym lustrem dla piękności bytu. <br><br>Polami wtedy żywi uciekali <br> 630<br>Od samych siebie, wiedząc, że wiek minie,<br>Zanim powrócą. Przed nimi ruchome <br>Piaski, na których drzewo się zamienia <br>W nic