po czym zatrzymał przejeżdżającą taksówkę i pojechaliśmy do profesora.<br>Znasz go z moich opowiadań. Ilekroć przyjeżdżałam ze szpitala do domu, biegłam do ciebie i mówiłam o wszystkim, co czyni, aby mnie ratować. Był tak niepodobny do innych lekarzy.<br>Różniła go od nich miłość, jaką miał dla umęczonych strachem i bólem istnień ludzkich, niepohamowane, gorączkowe pragnienie, aby ulżyć cierpieniu. Był inny - i gdy tak stałam niepewnie jeszcze w progu jego gabinetu, z ręką spoconą i drżącą na klamce drzwi, patrząc na jego uśmiech, poczułam, jak nerwowe napięcie ustępuje z wolna z mojego ciała. Pozwoliłam mu się zbadać, a kiedy usiadł naprzeciw mnie i