na plecach, mokry i zabłocony. <br><br>- Niech będzie pochwalony!<br>- Na wieki wieków.<br> - Przenocujcie mię, gospodarzu, strudzony jestem bardzo, z drogi idę.<br>Kmieć pokiwał głową i westchnął. <br>- Juści ostańcie, kiedy nie macie schronienia. Na dworze ciemno i mokro; wygodnie wam tutaj nie będzie, bo chata mała, dzieci siedmioro, a obok w drugiej izbie chora żona. Ale z serca was proszę: czym chata bogata. <br>Podróżny musiał być bardzo zmęczony, bo zaraz usiadł i patrzał dokoła po ubogiej izbie. Wieśniak przyniósł mu chleba, miodu, mleka trochę, posłał świeżego siana i znów po coś wyszedł; ale za chwilę wrócił, niosąc małe dziecko na ręku. <br>- Bóg mi dał