i gdy wracaliśmy przez Pola, Milena nagle wskazała stertę betonowych płyt, nie wiadomo czemu porzuconych w zaroślach lub może raczej już porośniętych krzakami - "niech się jeszcze powietrzy" - powiedziała, bo dzień był ciepły, więc zamiast w fotelach na Batorego usiedliśmy na tych płytach. <br>O, dniu jesienny, ty pogańskie święto alpagi, bełta, jabcoka, żura, belfegora, bałagana, jabola; stubarwna orgio turoni, warek, kordyjałów, janosików, okęć - siedemdziesiąt cztery nalepki zgromadziłem w mojej kolekcji, tyle imion nosi bowiem On, jak Polska długa i szeroka... Milena Hrabicz w czarnym swetrze i prawie białych, wytartych wranglerach, płaszcz skórzany położyła na kolanach, odgarnęła włosy, twarz ku niebu wzniesiona, rozchylone