usiadłem na brzegu łóżka.<br><br>- Jak ty do mnie mówisz, smarkaczu! Oszalałeś Wyjdź stąd! Wyjdź stąd! W tej chwili!<br><br>- To ja, Kaziu - powtórzyłem drżącym szeptem.<br><br>Pochyliłem się nad nią i przywarłem ustami do jej warg. Nie broniła się, nie stawiała oporu, ale nie oddawała mi pocałunków. Miała wargi chłodne i bezwładne, jak gdyby nieżywe. Nagle poczułem na dłoni ciepłą kroplę. Myśl o tym, że Kazia płacze, otrzeźwiła mnie. Zerwałem się i zapaliłem świecę. To, co zobaczyłem, zrobiło na mnie wstrząsające wrażerue. Uroiłem sobie, że pomiędzy mną i Kazią powstała więź wzajemnych uczuć, wzajemnych pragnień. A tymczasem Kazia leżała z wyrazem rozpaczy na twarzy