zupełnie jak glisty...<br>Walek mówił gładko, z wielką pewnością siebie i swej książkowej mądrości. I co jeszcze Szczęsnego w nim uderzyło, to ten jego niedziecięcy chłodek w ciemnopiwnych oczach, ta jakaś dojrzała świadomość na twarzy cherubinka z kasztanową czuprynką. Pucołowata Kachna, trzpiotowata Kachna wciąż była dzieckiem, ale Walek zachowywał się, jak gdyby pojął coś, do czego Szczęsny nigdy nie dojdzie.<br>Pytali go o naukę we Włocławku, o szkoły i profesorów nie wiedział. I widząc ich rozczarowanie, zrozumiał, że ci dwoje mają swoje życie, swoją drogę, którą on z Weronką dotąd osłaniał, żeby przynajmniej oni, najmłodsi, mogli wyjść na ludzi. Cóż, Kachna pójdzie