oświetlone, pustka aż huczała. Cieszył się, że jest na tyle zmęczony, by po prostu położyć się i zasnąć. Nienawidził przebywać w tych pomieszczeniach, które zmuszony był nazywać domem. Czuł się tu jak w zbeszczeszczonej świątyni dobrotliwego bóstwa. Nawet po symbolicznym włączeniu sieci ubezpieczenia prawnego nie wiedział, co właściwie powinien robić, jak się zachowywać, w który algorytm wpaść. Prywatna samotność doprowadzała go do szału przez brak stosownych konwencji i reguł gry. <br>Portier dał znać przez telefon o niespodziewanym gościu. <br>- Kto? - spytał Hunt sygnet. <br>- Pan Matthew Green, z kancelarii Rosemont, Rosemont & Dejean. <br>- Powiedział, w jakiej sprawie? <br>- Powiedział, że w prywatnej. <br>- A daj go