się rękami zapinam guziki koszuli. Fra chory. Czy to kara za moje pożądanie, czy ostrzeżenie? Cholera wie, a może po prostu anielskie wyciągnięcie mnie z tej sytuacji. Wkładam adidasy i czuję, jak stygnę, jak całe moje pożądanie zaczyna jawić się we właściwych barwach durnego grzechu, postępku płynącego z pychy, czuję, jak całe to moje skurwysyństwem podszyte niby to współczucie dla Moniki zyskuje właściwą nazwę: pycha i lubieżność. <br> Drżąc, wiążę pospiesznie sznurówki. <br>Pan Bóg uderza celnie. Nie jakiś inny dzieciak, tylko Fra. Nasz ozdrowieniec. Moja miniaturka. Dzieciak, którego ocalenie wymodliliśmy, który rósł w Małgosi unoszony na naszych modlitwach. <br><br>jesień 1994<br><br>Ten dzień