jak szuflady z otwartych drzwi szaf, wysypują się wiekowe, nie wietrzone, przespane na wylot materace, rosną, wystrzelają w górę olbrzymią stupiętrową wieżą Babel o zgrzytliwych sprężynowych stopniach. A na górze, na olbrzymim, czteroosobowym materacu wszechnarodowego łóżka (Le lit national) leży maleńka, bezbronna Jeannette. Po rozdygotanych stopniach w górę gnie się, jak mrówki, nieprzebrany tłum mężczyzn: b1ondynów, brunetów, rudych, aby na chwilę nakryć ją, zmęczoną, ciężkim pożądliwym cielskiem, jeden za drugim, wszyscy, miasto, Europa, świat! Wieża trzeszczy w konwulsyjnych podrygach sprężyn, chwieje się, ugina, zapada, zalana bałwanami rozwścieczonego morza, walącego druzgocącym przypływem o skalisty mur wyspy śpiących Robinsonów o golonych głowach, wychodzącej