półce skalnej, obok wylotu tunelu stała samotna postać. Był to inżynier Malinowski. Nie potrzebował już według swego zwyczaju podnosić w górę głowy, aby śledzić przepływające chmury. Chmury bowiem płynęły dołem, poniżej jego stóp. Linia kolejowa przez Andy była dziełem dokonanym.<br>Inżynier Malinowski spoglądał na ośnieżone szczyty, wznoszące się ponad chmury, jaskrawo lśniące w słońcu, błękitne w cieniach. Te szczyty widziały dziesięcioletnią walkę człowieka z przyrodą, słyszały stokrotnie powtarzane wybuchy, słyszały rumor walących się odwiecznych skalnych ścian. Ludzie ginęli od febry, od górskiej choroby, od śnieżnych i kamiennych lawin, od wezbranych wód potoków. Czyż jemu również nie zajrzała śmierć w oczy, gdy