siano na nastroszone stosy, które chłopcy zamieniali w strome, wysokie kopy. Żaby skakały w popłochu wywołując okrzyki przestrachu i wybuchy śmiechu. Bociany spacerowały niespiesznie wśród pracujących, co chwila uderzały dziobem w trawę i podnosząc wysoko głowy połykały zdobycz. A potem odlatywały, by nakarmić małe. Były to najczęściej dwie "własne" pary: jedna z gniazda na włoskim orzechu w sadzie, druga z wysokiego słupa po nie używanym gołębniku między oborą a drwalnią.<br>Dwie najdalsze łąki, dotykające już "gór" i <name type="place">Pięciostawów</>, oddawało się do koszenia chłopom. Były mokre, szczególnie jedna, gdzie często woda chlupała pod nogami, ale z piękną, dobrą trawą. W zależności od