swoją drugą twarzą, niewidocznym z Ziemi awersem<br>Księżyca!<br> Tą reszką, tą przeklętą reszką!<br> I teraz ją na wskroś widziałem!<br> Nie to, że była fałszywa!<br> Była jawna, otwarta, w pełnym blasku swojej zarozumiałości i<br>pychy.<br> Wszechmocna, jakby wody Morza Czerwonego wiecznie rozstępowały<br>się na jej mrugnięcie!<br> W metafizycznym rozbawieniu, od którego jeżą się włosy, mrugała i<br>do mnie z politowaniem.<br> Wielka Reszka Księżyca, szydząca ze mnie, nędznego człowieczka, który miał <br>czelność podnieść ślepki ku tajemnicy tajemnic.<br> Uczepiłem się wzrokiem gałęzi kasztana, pąków lepkich i<br>nabrzmiałych.<br> Całowałem je ciepło jak usta czarnowłosej dziewczyny, która szła<br>miedzą wśród rozgrzanych zbóż.<br> Zsunąłem z ramion zielony