środkowym palcu, a i tak był jeszcze za luźny, musiała go od spodu omotać nitką, bo bała się, że go zgubi. Teraz kryształ zajarzył się gorącym ogieńkiem, aż Aurelia Jedwabińska uśmiechnęła się do niego, siedząc tak w tym kolorowym, czarodziejskim blasku, nareszcie sama.<br>Ten stary woźny, taki podobny do nadąsanego jeża, taki srogi ze swoimi nastroszonymi czarnymi brwiami i nastroszonym siwym wąsem, był strasznie nietaktowny. No cóż, nie mógł wiedzieć, że jej <page nr=7> mamusia umarła już rok temu i że nie ma teraz nikogo na świecie, kto interesowałby się świadectwem Aurelii.<br>Śliczny był ten ogieniek w pierścionku. Poruszyła palcami, żeby odrobinę zmienił