od nas przestrzegania dyscypliny, ale po prostu zdążyliśmy od niej odwyknąć, i Albin, i ja, tam, na Północy, gdzie my sami postanawialiśmy, co przyjąć, a co odtrącić, i nie zawsze wszystkiego próbując, przy dobrym ostawaliśmy, co wypominał nam Kuba, i że, jeśli idzie o mnie, to gdyby nie ksiądz Grzegorz, jurodiwyj Griszka, na pewno zagubiłbym się bez reszty wśród nakazów i zakazów, a tu wszystko okazywało się uporządkowane: od porannej mszy świętej po nabożeństwo popołudniowe i wieczorne modlitwy, i naraz pozbawiono nas, pozbawiono mnie samego tej słodkiej wolności, tej cudownej nagiej swobody dopuszczającej grzech, byleby tylko nikogo nie krzywdził i nie