parli na siebie, gryźli i podmacywali nożami. Zyb, zyb, szuch, puch.<br>Krew zalała nagła.<br>Bańczycki upadł.<br>Podniósł się jeszcze na łokciach, ręka poszła pod pas i zastygła, czoło osiadło na śniegu.<br>Wasicińska zdążyła machnąć wróbelka koromysłem.<br>Zatrzepał rękoma, upadł na wznak, szybko poderwał się i wybiegł za wrota, podciągnąwszy poły kabata, znikł w sinawej zimowej pogodzie.<br>Klara z Chaimem zanieśli księdza do izby, ocucili i opatrzyli dwa przeprucia na karku.<br>- Po diabła takie sztosy - powiedział Chaim - zapominasz, że już jesteś po pięć dziesiątce.<br>- Ale ja mam nosa, człowieku, co? Od razu zwąchałem, że to szpicelek.<br>- A baczki miał? - Ech, baczki! Nie