ukrywają w istocie motywację, odsyłając czytelnika do banalnego rozsądku (kto boi się w dzień, cierpi w nocy koszmary), do słownego skojarzenia (w "karczemnym" śnie pojawiają się Pijacy) albo do tradycji literackiej (<q>"Ujmijcie też dzieło w związku z przeszłością"</>, D II 175). Ale Ślub nie jest ani snem lękowym, ani zlepkiem kalamburów, ani parafrazą Szekspira. Rozwija się w określonym porządku uczuciowym i intelektualnym, doskonale znanym Gombrowiczowi. Czy czytelnik musi go poznać równie dobrze? Chyba niekoniecznie. Dość, jeżeli go - patrząc, czytając - przeczuje... A przeczuje tym łatwiej, że Gombrowicz, gracz nieporównany, jednym gestem zasłania się i obnaża, wskazując tak, gdzie go szukać. Mówi przecie