przekraczałem próg apartamentu kardynała Travii. To ostatnie głównie z powodu monsignora Rigaud. Nie natknąłem się na niego. Ani w bramie, ani tu. W obu salach było przeważnie pusto. Raz tylko ujrzałem w tej pierwszej, ze służącym, dwu panów, ubranych, tak jak ja, na ciemno. Siedzieli sztywno, jeden obok drugiego, na kanapce, nie odzywając się. Zresztą mignęli mi się zaledwie i to przez ogrom sali, z dużej odległości. I tylko przez ten moment, zanim mnie służący odprawił, że jeszcze <page nr=161> nie wyznaczona godzina audiencji. A tak, prócz wspomnianych księży, nikogo. I zawsze ta sama martwa, zastygła cisza.<br>Do pokoju kardynała wprowadził mnie ów