jeszcze do tego co kilka godzin jakiś cholernie potrzebny, złośliwie przecież nie dożylny, broń Boże, lecz domięśniowy zastrzyczek. <br>Och, jakże miałam już dosyć. Jak bardzo żałowałam, że zgodziłam się na ten kliniczny eksperyment. Jak szczerze nienawidziłam tej nocy wszystkich lekarzy, pielęgniarzy razem wziętych z ich pseudo-terapeutycznymi zabiegami, z ich katorżniczymi, nieludzkimi środkami pomocy. Obezwładniona bólem, umordowana bezsennością modliłam się żarliwie. Oby przetrwać tylko jakoś do rana, przespać chociaż tych kilka godzin. I niech wreszcie ta piekielna kuracja się skończy... <br>Oj, ty naiwna. I znów dałaś się nabrać. To jeszcze nic. To dopiero początek. Najgorsze, to znaczy prawdziwe, zasadnicze kliniczne leczenie