to pies. Trzeba do miasta. Najpierw autobus, potem tramwaj. Na przystanku dwie babki, z tyłu całkiem znośne. Ale co się będę przyglądał. Siadam na ławeczce. Wyjmuję gazetę. No nie, tego jeszcze brakowało. Patrzy się jak sroka w gnat. Oczadziała. Niby że taki śliczny jestem. Akurat. Jeszcze bym musiał z dziesięć kilo zrzucić, pochodzić na siłownię, kupić jakieś ciuchy, no to wtedy bym może uwierzył. Jaja sobie ze mnie robi. Ale ogólnie niezgorsza. Zgrabna, elegancka, z twarzy całkiem ładna. Tylko trochę stara. Nie mogę się na nią patrzeć, bo jeszcze coś sobie pomyśli. Autobus podjechał, wsiadłem, ona też. Tego jeszcze nie było