Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
karmazynu.
Przenikliwy powiew wiosny ciągnął od wrót.
Wtedy nasi towarzysze, żałobnicy, wyprostowali się odstępując o
krok.
Natychmiast z tamtej strony świata wyciągnęły się cztery pary
silnych rąk.
Byli to bardzo krzepcy ludzie w szarych kombinezonach.
Unieśli mary i poszli.
Tęgawek z rozmachem zamknął wrota.
Schował do kieszeni na brzuchu ciężki klucz, który nosił w
najbezpieczniejszym miejscu, przy jajach.
Gawiedź przyszła, gawiedź poszła.
Przysiadłem na ostatnim stopniu schodów i długo a bez sensu
płakałem.
Mówiono mi później, że Dziadek został przeniesiony do pawilonu
starców, chroników.
Wszyscy tę brednię powtarzali.
Powiadam - brednię.
I będę bronił swojego słowa.
Albowiem kiedy na mnie przyszła wreszcie
karmazynu.<br> Przenikliwy powiew wiosny ciągnął od wrót.<br> Wtedy nasi towarzysze, żałobnicy, wyprostowali się odstępując o<br>krok.<br> Natychmiast z tamtej strony świata wyciągnęły się cztery pary<br>silnych rąk.<br> Byli to bardzo krzepcy ludzie w szarych kombinezonach.<br> Unieśli mary i poszli.<br> Tęgawek z rozmachem zamknął wrota.<br> Schował do kieszeni na brzuchu ciężki klucz, który nosił w<br>najbezpieczniejszym miejscu, przy jajach.<br> Gawiedź przyszła, gawiedź poszła.<br> Przysiadłem na ostatnim stopniu schodów i długo a bez sensu<br>płakałem.<br> Mówiono mi później, że Dziadek został przeniesiony do pawilonu<br>starców, chroników.<br> Wszyscy tę brednię powtarzali.<br> Powiadam - brednię.<br> I będę bronił swojego słowa.<br> Albowiem kiedy na mnie przyszła wreszcie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego