melodię, zbyt niepewnie i krótko, by mógł zapamiętać. - I... <br>i wszystko... - powiedziała chropawo. - Gdy był <br>sam, grał Bacha. Mnie wyganiał do domu, złościł <br>się, że nie rozumiem, że na pewno się nudzę i zaraz <br>usnę. Stawałam za drzwiami i słuchałam. Raz, gdy <br>siedziałam na schodach (grał długo, może godzinę), <br>znalazłam klucz pani Doroty. Odtąd przychodzę tu, kiedy <br>chcę. Innym też nie pozwalał słuchać, gdy tu grał. <br>A potem tam - wskazała głową w stronę <br>kościoła za białymi ścianami kaplicy - grał <br>wszystko inaczej i nie to, co chcieli. Nikt nie rozumiał, dlaczego <br>tak gra. Zwracano mu uwagę, nawet byli źli, śmiali się, <br>skarżyli