jakoś wóz z mostku, wyprzężemy kobyłę, ja na niej na oklep do Oławy na podgrodzie skoczę, z owym ojkiem, do kowala. Trzeba będzie, to go i przywiozę. Bierzmy się do roboty. <br>Okazało się, że to nie tak łatwo. <br>Z Doroty Faber pożytek był mały, z leciwego rabbiego żaden. Choć chuderlawa kobyła zawzięcie tłukła kopytami w nadgniłe bale i parła na chomąto, posunęli wóz ledwie o sążeń. Reynevan sam nie był w stanie unosić wehikułu. Siedli wreszcie przy złamanej osi i przypatrywali się, dysząc, kiełbiom i minogom, od których aż ruszało się piaszczyste dno rzeczki. <br>- Mówiliście - zapytał Reynevan rudowłosą - że idziecie w