naprawami, aby ograniczyć a może zupełnie wykluczyć dalsze bombardowania, przebiegli Argentyńczycy posłużyli się dość wyszukanym fortelem, którego pomysł podsunęła komendanturze lotniska załoga rozpoznawczej B-57 Canberry.<br>Otóż na zdjęciach lotniczych dokumentujących rozmiary zniszczeń oraz luki w ugrupowaniu środków ogniowych obrony lotniska Port Stanley po kolejnym rajdzie brytyjskiego Vulcana zgromadzone w kopcach przy runwayu sypkie, budowlane materiały wypełniające do złudzenia przypominały olbrzymie leje po niedawno zrzuconych bombach. Nawet wytrawny interpretator materiałów fotograficznych miał kłopoty z ich oceną twierdząc, że dwie bomby z serii upadły blisko siebie: jedna na pasie startowym, druga zaraz obok. a jeżeli tak, to wątpliwości te należało natychmiast wykorzystać