nie zapomnę mojego rówieśnika, kompaniona z tułaczki nad Piavą, który dla chleba miał cześć prawie bałwochwalczą.<br> Wstawał skoro świt i wchodził do stajni, wynosząc z niej na łopacie, na widłach krowi placek po placku, końską kulę po kuli, łajno świńskie i kurze.<br> I składał to wszystko ostrożnie, z nabożeństwem na kopce, jakby skąpiec przeliczał monety miedziane, srebrne i złote.<br> I nie zdarzyło mu się, żeby sobie pozwolił na luksus pański, prawie książęcy zostawienia własnego łajna w wiklinie, w przydrożnym rowie, w lesie.<br> <page nr=8><br> Sparty, z obłędem w oczach gnał z kościoła, z jarmarku, z łąk, żeby ulżyć jestestwu swojemu w oszalowanej wygódce