zapałek, jęła rozpalać w piecu. Dziadzia wzuł buty, przybijając nimi energicznie o ziemię, następnie sięgnął ukradkiem za firankę, gdzie stała flaszka z nalewką pieprzową.<br>- Isz go, jaki bojki do roboty, może, da Bóg, odmieni się przeklęty - szepnęła pani Linsrumowa, obserwując pracującego pilnie Polka.<br>Idąc do szkoły Polek usiadł na starym kopcu granicznym koło klasztoru, aby odpocząć trochę i ponownie upewnić się, że trud jego nie był daremny. Jeszcze w domu, przy śniadaniu, kiedy Dziadzia wypędzał krowy na łąki, zerkał co chwila na arkusik ładnie obcięty, pokryty pracowicie akwarelą. I teraz widoczek wydał mu się zrazu nie najgorszy, chociaż w pełnym świetle