Babcia posyłała mnie do żniwiarzy w polu z metalową kanką takiej pachnącej kawy, emaliowanymi kubkami i kruchym ciastem z kruszonką, które taszczyłem w koszyku przykrytym serwetką. <br>- Jak chcecie zbożówki, to kupię paczkę w sklepie - zaoferowała Tola.<br>- Nie idę dziś w pole - odpowiedział. - Daj jeszcze tej lepszej.<br>Nasypał do szklanki trzy kopiaste łyżeczki cukru, wymieszał. Popijał powoli, delektując się aromatem. Wypytywał, czy jajka i wędlina są "swoje", czy "kupne". Tola zełgała, że wszystko jest "swoje"; pochwalił, że od razu poznał po smaku. Odprężył się, popatrywał na nas życzliwszym okiem. Prawdziwy dziadek Bronek też łagodniał po posiłku. Zaproponowałem, że pójdziemy kupić papierosy. <br>Dochodziła