zwierzątek <br>dotarło do karku i węsząc zbliżyło nos do ucha <br>Awaru.<br><br>Nie poruszył się i wtedy. Ogarnął go zupełny <br>bezwład, oddychał, z trudem wciągając powietrze <br>przez ściśniętą krtań. Zdawało mu się, <br>że dotykają go tysiące małych dłoni, że kłębi <br>się ponad nim nieprzebrane rojowisko milczących i nieuchwytnych <br>potworków, tworząc gigantyczny kopiec żywego futra, który <br>przygniata go do skały, pozbawia oddechu, dławi i obezwładnia.<br><br>Nagle zrozumiał, że znowu jest sam. Mieszkańcy nocy zniknęli <br>bez śladu. Tam gdzie jeszcze przed chwilą tkwiła <br>ciemna sylwetka, teraz nie było nic zupełnie. Horyzont zarysował <br>się wyraźnie, podświetlony pierwszymi promieniami brzasku. <br>Awaru opadł na plecy. Długo leżał