cuda się przydarzały. Kolej na portfel. Nie miał pieniędzy. Przy papierośnicy się zawahał, czy warto. Jednak nie, na papierosa znajdzie chwilę, liczył na rodzaj ostatniej prośby, włożył ją z powrotem do kieszeni. No tak, to byłoby już wszystko. Czas na niego, nie liczył na odmianę. Chciał jeszcze pogłaskać Spinozę, ale kot gdzieś się zapodział. Szkoda, los pozbawił go tej przyjemności. Róża ubierała się na górze. Zawołał do niej, żeby się nie martwiła: - Śniadanie zjem u Konstantego. <br>W sieni Konstanty czyścił oficerki. Przykląkł na jedno kolano obok trójkątnego taboretu. Szczotką z krótkiej, zbitej borsuczej sierści, na zmianę z flanelową szmatą, polerował cholewę