Typ tekstu: Książka
Autor: Kruczkowski Leon
Tytuł: Kordian i cham
Rok wydania: 1979
Rok powstania: 1932
XX

Nie ma co mówić, dobrze się tego dnia zaczęło. Wstał Wawrzon Dąbek o świtaniu; przeżegnał się nabożnie, nad cebrem garścią wody jedną i drugą oczy zropiałe przetarł, a paluchami kudły siwe jako tako na łbie przygładził. Sapiąc i wzdychając obuł chodaki; juści, wiadomo, do Warszawy się wybierał. - - Więc i kożuch długi, baranim potem cuchnący i mazią, w pasie okręcił zrudziałym rzemieniem i magierkę wcisnął na głowę godnie, głęboko. Wyszedł przed chałupę.
Mgliście było w powietrzu, a tu i ówdzie szron siwiał i błonki lodu ścinały kałuże. Chłodny ziąb przejął chłopa od spodu gdzieś, od kolan... Ale już, widać, wzeszło słońce
XX<br><br>Nie ma co mówić, dobrze się tego dnia zaczęło. Wstał Wawrzon Dąbek o świtaniu; przeżegnał się nabożnie, nad cebrem garścią wody jedną i drugą oczy zropiałe przetarł, a paluchami kudły siwe jako tako na łbie przygładził. Sapiąc i wzdychając obuł chodaki; juści, wiadomo, do Warszawy się wybierał. - - Więc i kożuch długi, baranim potem cuchnący i mazią, w pasie okręcił zrudziałym rzemieniem i magierkę wcisnął na głowę godnie, głęboko. Wyszedł przed chałupę.<br>Mgliście było w powietrzu, a tu i ówdzie szron siwiał i błonki lodu ścinały kałuże. Chłodny ziąb przejął chłopa od spodu gdzieś, od kolan... Ale już, widać, wzeszło słońce
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego