na pewien plac w mieście, tam, gdzie rekrutują robotników sezonowych, bo jeszcze jest na nich zapotrzebowanie. Robota ciężka, owszem, ale zawsze nakarmią i zapłacą całkiem przyzwoicie. Wiele Polek już tam pracuje, bawełna udała się w tym roku, naprawdę można zarobić.<br>Poczęstowała Zosię amerykańskim papierosem i nalegała, aby uwierzyć, że jako krajanka z Oszmiany dobrze im radzi, niechaj jadą, póki czas. Umknęła natychmiast, gdy nadszedł porucznik, speszony, zrugany i spocony. Usiłowały wynagrodzić mu wszystkie cięgi balsamem swojej sympatii, uwagami, że taki gbur, jak rotmistrz, powinien czyścić latryny w koszarach, jak orzekła Ziuta, a nie piastować odpowiedzialny urząd. I trzeba złożyć zażalenie, nauczyć