wspólny rodowód obu gatunków. - Ściszył głos i uśmiechnął się tajemniczo. - Z tym, że pochodzenie mojego jest pewne... - Spoważniał. - Jeszcze przed wojną, jako kleryk, paliłem austriacką krajankę, mein Knaster, ulubiony tytoń Tyrolczyków i. . . przemytników. Nawet potem... to znaczy tutaj, jako początkujący wikary, zawsze miałem małą rezerwę tej "korzennej", jak pan mówi, krajanki. Że na "czarną godzinę"... Nie wiedziałem, że godzina ta nadejdzie. Czaaarna! Nadeszła, jak się docent domyśla, kiedy załamał się nasz Ostfront. Przedtem żyło nam się w miasteczku jak u Pana Boga za piecem. Front był hen, hen, za siódmym stepem, za siódmym Uralem. Że nawet bunkry wydawały się nam