w tył. Krawiec szedł wzdłuż płotów i ścian domów, od czasu do czasu przystawał i odpoczywał, potem znowu po omacku, nogami szukając drogi brnął naprzód. Wicher uderzał w jego pierś, krawiec zapiął mokrą, nasiąkłą deszczem marynarkę, wiatr zdmuchnął przed nim kałużę i bryzgi błota poleciały krawcowi w twarz.<br>- Ajajaj!... - stęknął krawiec.<br>Szedł, borykając się rozpaczliwie, kapelusz oburącz nasunął na sam nos. krawcowi wydawało się, że każdy jego krok równał się przeskakiwaniu jakiejś śmiertelnej przepaści.<br>Był już w pobliżu pomnika, na ulicy Batorego, od domu Widmara dzieliło go najwyżej kilkadziesiąt metrów. Krawiec wzdychał, klął i z niezmiernym wysiłkiem posuwał się naprzód.<br>- To