Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
z ukosa, jakbym ją
czymś zafrapował, coś w sobie miał prócz chorych mięśni.
- A czy posługaczka tam czeka i odprowadzi pana?
- Tak - mówię. - Bez wątpienia.
To Rózia.
A Rózia jest jak opoka.
- I zamykam za sobą drzwi.
W pustej poczekalni Rózia spała na wąskiej ławce, z łokciem pod
głową.
Bardzo krzepki zmorzył ją sen...
Nie usłyszała skrzypienia starej podłogi, która trzeszczy
niemiłosiernie.
Przystanąłem tknięty olśniewającą pokusą.
Miałem okazję uciec!
Tam wokół było dużo drzew, jakieś krzewy i krzaki, widzę je z
okna.
A dalej prawie gęstwina!
Zaszyję się w niej aż do zmierzchu, nareszcie na swobodnie, po
drugiej stronie krat.
Okryję
z ukosa, jakbym ją<br>czymś zafrapował, coś w sobie miał prócz chorych mięśni.<br> - A czy posługaczka tam czeka i odprowadzi pana?<br> - Tak - mówię. - Bez wątpienia.<br> To Rózia.<br> A Rózia jest jak opoka.<br> - I zamykam za sobą drzwi.<br> W pustej poczekalni Rózia spała na wąskiej ławce, z łokciem pod<br>głową.<br> Bardzo krzepki zmorzył ją sen...<br> Nie usłyszała skrzypienia starej podłogi, która trzeszczy<br>niemiłosiernie.<br> Przystanąłem tknięty olśniewającą pokusą.<br> Miałem okazję uciec!<br> Tam wokół było dużo drzew, jakieś krzewy i krzaki, widzę je z<br>okna.<br> A dalej prawie gęstwina!<br> Zaszyję się w niej aż do zmierzchu, nareszcie na swobodnie, po<br>drugiej stronie krat.<br> Okryję
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego