Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
równo z szerokim zamachem, w rozległym zasięgu kosy. Śmigała stal poruszana miarowo i szybko trawa kładła się pokotem, powietrze przeszywał świst i ciche brzęczenie.

Kazia wodziła za mną ocznmi, chłopek biegł z przodu i powtarzał raz po raz:

- Dobre, panoczku! Dobre!

Oddałem mu wreszcie kosę i wróciłem do Kazi.

- Ależ krzepki z ciebie chłopak! Miło popatrzeć. Aliosza by tak nie potrafił.

Wydęła pogardliwie usta. Przez chwilę o czymś myślała mrużąc oczy do słońca. Zboczyliśmy ze ścieżki i biegliśmy przez skoszone siano aż na skraj łąki, gdzie nie było nikogo.

- Posiedźmy tutaj... Posłuchajmy, co w trawie piszczy.

Usiedliśmy pod stogiem ukryci przed
równo z szerokim zamachem, w rozległym zasięgu kosy. Śmigała stal poruszana miarowo i szybko trawa kładła się pokotem, powietrze przeszywał świst i ciche brzęczenie.<br><br>Kazia wodziła za mną ocznmi, chłopek biegł z przodu i powtarzał raz po raz:<br><br>- Dobre, panoczku! Dobre!<br><br>Oddałem mu wreszcie kosę i wróciłem do Kazi.<br><br>- Ależ krzepki z ciebie chłopak! Miło popatrzeć. Aliosza by tak nie potrafił.<br><br>Wydęła pogardliwie usta. Przez chwilę o czymś myślała mrużąc oczy do słońca. Zboczyliśmy ze ścieżki i biegliśmy przez skoszone siano aż na skraj łąki, gdzie nie było nikogo.<br><br>- Posiedźmy tutaj... Posłuchajmy, co w trawie piszczy.<br><br>Usiedliśmy pod stogiem ukryci przed
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego