Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
padliną.
Dziś, prawdę rzekłszy, nie mam prawa spoglądać na kobietę.
Lecz teraz wiem, dlaczego ciało Rózi, gdy szliśmy tutaj przez
zielone korytarze, ciało grube, nabite i niekształtne, za którym
nigdy bym się nie obejrzał, takim tchnęło erotyzmem, takimi
obietnicami, i pociągało mnie nie mniej niż delikatnego markiza de
Sade widok krzepkiej Alzatki na paryskim targu, a Gombrowicza błysk
gołej łydy.

Yhm. Ehe. Pomrukując idziemy z powrotem przez zielone korytarze.
Wziąwszy się za ręce przebiegliśmy ten kawałek od budyneczku do
naszego pawilonu, bo było nam wesoło i zimno na świeżym powietrzu.
Ale ja wnet dostałem zadyszki i nadzwyczajnie zakręciło mi się w
padliną.<br> Dziś, prawdę rzekłszy, nie mam prawa spoglądać na kobietę.<br> Lecz teraz wiem, dlaczego ciało Rózi, gdy szliśmy tutaj przez<br>zielone korytarze, ciało grube, nabite i niekształtne, za którym<br>nigdy bym się nie obejrzał, takim tchnęło erotyzmem, takimi<br>obietnicami, i pociągało mnie nie mniej niż delikatnego markiza de<br>Sade widok krzepkiej Alzatki na paryskim targu, a Gombrowicza błysk<br>gołej łydy.<br> &lt;page nr=148&gt;<br> Yhm. Ehe. Pomrukując idziemy z powrotem przez zielone korytarze.<br> Wziąwszy się za ręce przebiegliśmy ten kawałek od budyneczku do<br>naszego pawilonu, bo było nam wesoło i zimno na świeżym powietrzu.<br> Ale ja wnet dostałem zadyszki i nadzwyczajnie zakręciło mi się w
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego