dopitą kawą. Ze strzępów rozmów, które łowiła uchem, wynikało, że prawie wszyscy mówią o rychłych przygotowaniach do ewakuacji. Padały nazwy: Krasnowodsk, Pahlevi, Kazwin, Teheran, Khanaqin, Bagdad, Palestyna. "Więc szykują się do wyjazdu, więc pojadą w świat - myślała - a my? Co z nami będzie?" Cierpła na myśl o grzbiecie schylonym nad krzewami bawełny, palcach skrwawionych o ostre blaszki pękniętych torebek, w których gnieździ się biały puch, o zasłyszanym znoju trzykrotnych zbiorów w ciągu roku. Wypadnie żałować, że wyjechały z Nowego Depo, i wspominać tamte czasy z tęsknotą. Spod żagli namiotu, którego skrzydła zostały podwinięte, widać było słoneczne gaje, skrzącą się rozszemraną wodę