ich nazwiska i zaraz z ganku, miast ku gościńcowi, skręcił w bok, ku wiklinom gęsto rosnącym nad pobliskim stawkiem. Idąc rzucał na boki uważnymi spojrzeniami.<br>Z wiklin skierował się na tyły karczmy. Rozciągało się tam ugorzysko, ogrodzone żerdziami, pośród którego pasła się samotna, brudna i koścista koza - - Wzdłuż ścian karczmy krzewiły się bujnie rozrośnięte krzaki ostów i jakieś wielkie, badylaste zielska, wysokością dorównujące rosłemu człowiekowi...Mrowiec zapuścił się w nie ostrożnie; skradał się ku otwartemu okienku alkierza. - Dobrą chwilę trwała przeprawa, gdyż musiał co krok rękami rozgarniać splątane chwaścisko.<br>Pod owym okienkiem przystanął, skulił się, czapę na oczy nasunął i przywarł