wiklina prostująca się w fotelu na biegunach. Pojedyncze, ciężkie krople deszczu, które spadają na sfatygowaną blachę parapetu z matematyczną regularnością, do złudzenia przypominają grę w kości; wydaje mi się, że w pokoju słyszę dziecko, rozlega się przecież jego radosny i dziwnie znajomy okrzyk.<br>Na podłodze oczywiście nikogo nie ma, a krzyk dziecka, teraz to sobie uświadamiam, wydaję ja.<br>Kaseta "Stilon Gorzów" z Wigilii, na której matka zarejestrowała mój głos, miałem wtedy trzy lata, matka przywiozła do Torunia szkolny magnetofon z mikrofonem w kształcie cygara. Stał w rogu salonu przy dębowej szafie z kompletu gdańskiego. Kasetę matka przechowywała w starej zetlałej kosmetyczce