oczy, pot na czole. Ociężale zataczał się, wpadał na ściany i czkał.<br>- Na dzisiaj dosyć. Wystarczy ci, Długi - i Mundek Buchacz pchnął go z rozmachem w kurz ulicy. Twarzą na kamienie, jak pusty worek.<br>Puszki kołysały się, mijały leżących pod ścianami charłaków i tłum zawracał spod kuchni gminnej, ścigany ich krzykiem.<br>- Nie ma, nie ma dla nas Jerozolimy!<br>Puszki kołysały się niepewnie w rękach i kleiste pomyje wyciekały za brzegi parząc palce. Dawid, Elijahu i Zyga zmęczeni wracali późnym popołudniem ostrożnie niosąc przed sobą naczynia, z których chlustało na bruk. Za nimi został Waliców pełen zgiełku zawodzących, skomlących żebraków.<br>- Giniemy, a