Nic się nie stało, reszta kurcząt znowu zapadła w sen, nie zauważą jutro, że jest ich mniej. Czy i nas tak porywa bezwzględna dłoń, w imię jakichś tylko dla niej oczywistych racji? Niedobre zwidzenia, jakbym parła na oślep ku czemuś, czego jeszcze nie ogarniam, ale co mnie dosięgnie. Czy w krzyku zarzynanych ptaków można posłyszeć własny głos przedśmiertnej trwogi? - Wciskała palce między rozchylone zęby, przygryzała do bólu, który sprawiał ulgę. Ten porzucony, kulejący pasterz, podwieźliśmy go, żeby jeszcze raz poczuł się odepchnięty, przeżył rozpacz osamotnienia. Zostawią go na drodze, zdradzą. Będzie się starał ich dogonić w gorączce, wlokąc chorą nogę. Wyprzedzi