Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
tylko tam zwą się kopraki.
Mają pokrywę, którą można zamknąć szczelnie i na głucho.
Dwa uchwyty do dźwigania, aby można było w koprakach przytaszczyć śniadanie, obiad czy kolację, skądś tam, spoza pawilonu, gdzieś z dalekiej a niewiadomej kuchni.
Ich solidny wygląd, odporny na kartacze, pachniał mi nie tyle koszarami, co kuchnią polową, zapamiętaną z tych czasów, gdy otarłem się o żołnierskie życie na pustyni.
Budziły dobre skojarzenia i dalibóg - poczułem głód!
I to taki głód, aż mnie słabość ogarnęła, aż zwiotczałem na drżących łydkach i spociłem się cały z łaknienia, jakby ów post, który trwał dłużej niż najdłuższe Ramadany, a właściwie był
tylko tam zwą się &lt;orig&gt;kopraki&lt;/&gt;.<br>Mają pokrywę, którą można zamknąć szczelnie i na głucho.<br>Dwa uchwyty do dźwigania, aby można było w &lt;orig&gt;koprakach&lt;/&gt; przytaszczyć śniadanie, obiad czy kolację, skądś tam, spoza pawilonu, gdzieś z dalekiej a niewiadomej kuchni.<br>Ich solidny wygląd, odporny na kartacze, pachniał mi nie tyle koszarami, co kuchnią polową, zapamiętaną z tych czasów, gdy otarłem się o żołnierskie życie na pustyni.<br>Budziły dobre skojarzenia i dalibóg - poczułem głód!<br>&lt;page nr=213&gt; I to taki głód, aż mnie słabość ogarnęła, aż zwiotczałem na drżących łydkach i spociłem się cały z łaknienia, jakby ów post, który trwał dłużej niż najdłuższe Ramadany, a właściwie był
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego