z miejsca, w którym się znalazł, Kiernacki nie sięgał wzrokiem przegradzającej strumień kłody i przewieszonych przez nie pleców w zielonym swetrze. To wystarczyło, by zapomniał o zahamowaniach.<br>Nie tyle kopnął, co skoczył na pół siedzące, pół leżące ciało, obalając je na wznak. Miał dość zimnej krwi, by nie poprzedzić buta kulą - choć nie wykluczał, że bezruch jest formą pułapki, a pod brzuchem tamtego kryje się pistolet - lecz czas liczył się za bardzo, by zadawał sobie trud przeszukiwania nieprzytomnego jeńca.<br>Kula - teraz już wiedział, że z beryla - trafiła kucającego mężczyznę w prawe kolano, rozorała udo i nie sięgając biodra, wyszła na zewnątrz